W momencie, w którym piszę ten tekst zostało zaledwie kilka godzin do zakończenia kickstarterowej zbiórki na najnowszą grę studia Black Flag – Orphan Age. Akcja okazała się sukcesem, udało się zebrać więcej pieniędzy, niż wcześniej założono. To naprawdę dobre wieści dla studia, które dotąd wypuściło tylko jeden, nikomu nieznany tytuł – Yrminsul. Jeżeli wszystko potoczy się dobrze, gra zawita na Steamie na przełomie stycznia i grudnia. Gdyby ktoś kazał mi opisać Orphan Age jednym zdaniem, prawdopodobnie powiedziałbym coś w tym stylu: odważne połączenie The Sims i This War of Mine, z domieszką cyberpunkowej dystopii w tle. I nie są to tylko moje wymysły – twórcy gry napisali o swoim dziele: „nihilistyczny następca Simsów”. No cóż, ludzie ze studia Black Flag potrafią robić opisy, ale czy potrafią robić gry? Przekonajmy się!
Założenia Orphan Age są banalne: mamy zapewnić przetrwanie grupie sierot. Musimy dbać o to, żeby było im ciepło, by miały co jeść i gdzie spać. Na początku kontrolujemy tylko dwójkę dzieciaków, więc troszczenie się o ich potrzeby nie jest jakoś przesadnie trudne, ale wyobrażam sobie, że wraz z napływem nowych twarzy do naszego prowizorycznego sierocińca to zadanie może stać się bardziej skomplikowane. Demo, które kilka godzin temu zostało udostępnione przez twórców, jest rozbudowanym samouczkiem – pokazuje nam, jak zajmować się sierotami, każe nam zbudować kilka łóżek czy ognisko, wprowadza nas w klimat gry. Zasadniczo spełnia swoje zadanie, ale zostało zrobione po macoszemu – kilka obiektów nie ma nazwy ani opisu, ustawienia graficzne czasami samoistnie się zmieniają, kursor myszy okazjonalnie odmawia posłuszeństwa. Jak na tak krótkie, bo godzinne, demo takie rzeczy mogłyby zostać bardziej dopracowane. Dodatkowo niektóre okienka czy teksty są dość małe i trudno przeczytać, co w nich zapisano bez przybliżania twarzy do monitora.
Chyba najbardziej spodobała mi się konwencja, jaką obrali twórcy Orphan Age. Mowa tu oczywiście o tytułowych dzieciach – z ich perspektywy opowiadana jest historia, i to do nich odnosi się cały świat gry, począwszy od ekranu tworzenia postaci. Zamiast standardowego systemu trudności, w którym wybieramy pomiędzy łatwym, normalnym czy trudnym, mamy podać wiek naszej postaci – im większy, tym łatwiej. Erpegowe statystki typu siła czy charyzma zostały zastąpione przez oceny szkolne z odpowiedniego przedmiotu. Wcześniej wspomniane łóżka to tylko kilka szmat, jadalnia to piknik z kartonów na betonowej posadzce – tyle potrafiły zrobić nasze sieroty. To małe rzeczy, ale to właśnie one budują klimat. Gra wygląda zadowalająco, a niekiedy i muzyka zdołała wpaść w ucho.
Dotąd głównie chwaliłem najnowszą grę studia Black Flag, ale nadszedł moment, kiedy muszę powiedzieć o bardzo istotnej mechanice, która sprawia, że Orphan Age traci w moich oczach bardzo wiele. Mianowicie przestrzeń naszego sierocińca jest ograniczona, a co za tym idzie, także zapasy. Żeby uniknąć śmierci głodowej, musimy co jakiś czas wysłać którąś z sierot na ekspedycję do jednego z opuszczonych budynków w celu pozyskania zasobów. Można by pomyśleć, że w ten sposób zwiedzimy chociaż cząstkę dystopijnego świata, ale nasze zapały podróżnicze są bardzo szybko ostudzone przez grę, która po prostu pokazuje nam prosty interfejs z zapisem tego, co się dzieje podczas wyprawy i co jakiś czas pyta nas, czy zaryzykować dalsze błądzenie po gruzach miasta, czy może wrócić do „domu”. Nie muszę chyba mówić, że taki system znudzi się bardzo szybko.
Podsumowując: Orphan Age to gra, która świetnie pokazuje wojnę domową z perspektywy zwykłych dzieci i tu właśnie leży jej siła. Niestety, zmarnowany potencjał wypraw po zapasy, czy duża powtarzalność samego gameplayu może być zgubą tej produkcji. Studiu Black Flag zostało jeszcze pół roku, więc może na premierę gry będę mógł powiedzieć o niej kilka dobrych słów.
Na „tak”:
+ przedstawienie świata gry z perspektywy dzieci
+ klimat
+ ciekawe wariacje mechanik The Sims
Na „nie”:
– może być powtarzalna i nużąca po dłuższym czasie
– zmarnowany potencjał wypraw po zapasy
– wymaga doszlifowania