SIEĆ NERDHEIM:

Czy ze śmiercią jej do twarzy, czyli 8 najciekawszych postaci kobiecych we współczesnym kinie grozy

KorektaLilavati

Potrafią być urocze, błyskotliwe, przebiegłe, oszałamiające, zabójczo piękne i niebezpieczne. Już od dawna nie są jedynie niewinnymi i bezbronnymi celami dla seryjnych psychopatycznych morderców. W filmach grozy coraz częściej wywracają znane schematy do góry nogami i przełamują stereotypy, efektownie kopiąc tyłki tym złym. Kradną serce, by po chwili wyrwane z piersi zdeptać na podłodze. Hipnotyzują, zaskakują i elektryzują. Sprawiają, że wszelkie zło, demony i zamaskowani zwyrodnialcy powinni dwa razy się zastanowić, zanim spróbują zakłócić ich spokój… lub powinni zacząć obawiać się rosnącej konkurencji. Kilka bohaterek współczesnego kina grozy zajęło szczególne miejsce w moim serduchu i chciałbym, żebyście też je poznali.

Maddie – Hush (2014), reż. Mike Flanagan

Home invasion jest jednym z najbardziej nieprzyjemnych podgatunków kina grozy. Czarne charaktery brudnymi buciorami depczą ciepło domowego ogniska i zamieniają ciche, spokojne cztery ściany w psychologiczną pułapkę bez wyjścia. Intruzi karmią się przerażeniem i niemocą swoich ofiar. Spacerują po trawnikach, zaglądają przez okna i pukają do drzwi. Czują się jak we własnym domu, chociaż ostre narzędzia w dłoniach wskazują, że ich intencje nie należą do przyjaznych. Bohaterowie, sparaliżowani strachem, pozbawieni nadziei, zapędzeni w ślepy zaułek, lądują na straconej pozycji. Maddie, urocza i sympatyczna pisarka, już na starcie znajduje się w sytuacji o wiele gorszej, niż nakazywałyby standardy gatunku. Mieszka sama w domku na obrzeżach lasu. Odosobnienie wybrała m.in. ze względu na swoją niepełnosprawność, jest bowiem głuchoniema. Na cel obiera ją sobie zamaskowany fan twórczości Michaela Myersa. Napastnik wydaje się niedoświadczony w swoim fachu i Maddie, chociaż przerażona, podejmuję nierówną walkę… w której zaczyna prowadzić na punkty. Tajemniczemu mężczyźnie gra na nosie i chociaż wszelkie działania wymagają od niej ogromnej odwagi, a narastający strach zaciska swoje szpony, dziewczyna podejmuje ryzyko i z każdym kolejnym ruchem sprawia, że napastnik zamienia się w ofiarę losu.

Tree – Happy Death Day (2017), reż. Christopher Landon

Nieustannie powtarzanie tego samego dnia daje niesamowitą okazję do spojrzenia na swoje dotychczasowe życie i wyciągnięcia pewnych wniosków. Nic tak nie motywuję do zmiany własnego postępowania, jak doświadczenie własnej śmierci (wielokrotnie!) oraz uganiający się za tobą morderca-psychopata w masce uroczego bobasa. Tree za sprawą efektu Dnia Świstaka przechodzi niesłychaną metamorfozę. Na początku sam miałem ochotę położyć dłonie na jej szyi, a potem mocno zacisnąć. Dziewczyna była bowiem irytująca, złośliwa, pyskata i bez zastanowienia oddawała się w ramiona alkoholu, przelotnych związków i żonatego wykładowcy. Gdy alkoholowe zgony zaczęły ustępować tym prawdziwym, Tree powoli ujawniła swoje drugie oblicze. Liczne rany kłute sprawiły, że na jaw wyszło jej prawdziwe wnętrze. Okazała się urocza, błyskotliwa, ale również delikatna i wrażliwa. Co jednak najważniejsze, chwyciła świstaka za sierść i pokazała, że nie ma zamiaru się z nim patyczkować. Zamieniła resetujący się dzień w swój atut i naprawdę się wściekła. Takiego wulkanu energii nie chciałby spotkać żaden seryjny morderca nastolatek.

Erin – You’re Next (2011), reż. Adam Wingard

Kolejne home invasion na liście. Tym razem dość liczne rodzinne spotkanie z okazji rocznicy ślubu rodziców przerywa atak zamaskowanych intruzów. Jak przystało na gatunkowe standardy, maski są białe, ale tym razem przedstawiają niegroźne zwierzęta. Tym oto sposobem mamy niewinnego baranka z kuszą na ramieniu oraz królika dzierżącego maczetę pokaźnych rozmiarów. W przeciwieństwie do filmów takich jak The Strangers czy wcześniej wspomnianego Hush, tym razem nie chodzi o budowanie nieprzyjemnej atmosfery zagrożenia, karmienie się strachem swoich ofiar i powolne spacery po trawniku. W tym przypadku chodzi po prostu o zabijanie. Nie jest to jednak tytuł stawiający jedynie na przemoc. Wingard nieustannie puszcza do widzów oczko i niemal drwi z gatunkowych schematów. Robi to jednak na tyle subtelnie, że film nie traci na poważnym klimacie. Gdy większość bohaterów wykazuje średnią chęć przetrwania, na pierwszy plan wysuwa się niepozorna Erin. Dziewczyna ku zaskoczeniu wszystkich okazuje się zaradna, pomysłowa i waleczna. Mała harcereczka całkowicie zmienia przebieg filmu, odwracając zupełnie role. Ze zwierzyny staje się łowcą. W swoich „wojennych” działaniach wzoruje się na najlepszych, zastawiając śmiertelnie skuteczne pułapki inspirowane pomysłami… Kevina McCallistera.

Mia – Evil Dead (2013), reż. Fede Alvarez

Wszystkie inteligentne, urocze na swój niewinny sposób oraz towarzysko niedostosowane dziewczyny, którym udaje się (jako jedynym) przeżyć do końcowych scen horroru, określa się mianem „final girl”. Na tytuł „finałowej dziewczyny” trzeba sobie bez wątpienia zasłużyć. Laurie Strode przeżyła spotkanie z Myersem i to więcej niż jeden raz, a Ellen Ripley zmagała się najpaskudniejszymi kosmitami w historii kina. Nie wystarczą długie ucieczki przez skąpany w świetle księżyca trawnik kampusu, niewinne spojrzenie, zdzieranie gardła podczas wołania o pomoc i błaganie o litość. Prawdziwa wojowniczka złapie swój zły los za bary, wyciągnie ze schowka siekierę i mimo preferowanej na co dzień przeciętności zmieni się w bezwzględną i waleczną walkirię, która skopie tyłek każdemu, kto zakłócił jej wyjazd ze znajomymi. Mia z Evil Dead pod tym względem wychodzi poza skalę. I to nie tylko dlatego, że za pomocą piły mechanicznej przecina pradawnego demona na pół (i to wzdłuż, a nie wszerz!). Dziewczyna, zanim stanęła do decydującego finałowego starcia, przez większość filmu była opętana przez wspomniany demoniczny byt. Zamieniła się w odrażającą, odpychającą, nieprzyjemną, wulgarną i okrutną istotę. Mimo że pradawne martwe zło bezczelnie się po niej przejechało, udało jej się dotrwać do końca. Natomiast Jane Levy dała niesamowity aktorski popis będący miksem opętania, narkotycznego głodu i szaleństwa.

Bee – Babysitter (2017), reż. McG

Burza blond włosów, krótkie szorty i obcisły top. Bee jest chodzącą seksbombą, obiektem uwielbienia i nieprzyzwoitą fantazją niejednego dojrzewającego chłopca. Młody, nieśmiały i życiowo nieporadny Cole ma natomiast to szczęście, że dziewczyna jest jego opiekunką. Chociaż chłopak zdecydowanie wyrósł z posiadania niańki, nie widzi w swojej sytuacji niczego złego. W końcu dogaduje się i przyjaźni z Bee. Wspólnie tańczą, żartują, wygłupiają się i prowadzą rozmowy na temat klasyki kina SF. Opiekunka jednak pod szerokim, ciepłym i uroczym uśmiechem ukrywa drugie niepokojące oblicze. Jest bowiem satanistką i wspólnie z mocno pokręconymi znajomymi ma zamiar złożyć swojego podopiecznego w ofierze. Bee jest pełnokrwistym czarnym charakterem, który dodaje do filmu mnóstwo energii. Wspólnie z Colem tworzą niesamowity duet. Z uroczej i zabawnej opiekunki w ciągu ułamka sekundy zmienia się w bezwzględną przywódczynię morderczego gangu. Nie tracąc przy tym nawet na chwilę swojego seksapilu.

Jay – It Follows (2014), reż. David Robert Mitchell

Bohaterowie horrorów musieli zmagać się z przeróżnymi przeciwnikami. Od potworów z Czarnej Laguny przez armie zombie, duchy, maniaków z piłami mechanicznymi, do oślizgłych kosmitów i sterowane przez nich trójnogi. W kątach czyhały na nich dzieciaki spokrewnione z samym władcą ciemności, mało śmieszne klauny i napaleni, pomimo braku krążenia, nastolatkowie lub tacy całkiem pokryci futrem. Jay, dla odmiany, stała się celem zła w czystej postaci. Tajemnicza siła pragnąca jej śmierci nie miała kłów, pazurów i ociekających śliną przesadnie rozwartych szczęk. Podążała za nią, śledziła każdy ruch, przypominała o swojej obecności i powoli osaczała. Mogła przybrać twarz jej bliskich lub całkiem obcych osób, by zawsze być gdzieś obok. Nieustanne poczucie zagrożenie i przeświadczenie, że coś za nią chodzi, doprowadziło Jay niemal na skraj załamania nerwowego. Mimo braku środków do walki i niewielkich szans na wygraną, z pomocą przyjaciół stawiła czoła nienazwanemu złu. Jak jednak sprowadziła na siebie ten los, zapytacie? Ot, zwykły szybki numerek na tylnym siedzeniu. Zainteresowanie tajemniczego bytu przenoszone było bowiem… drogą płciową. Jay musiała zmierzyć się z metaforą zagrożeń, jakie niesie dla młodych ludzi nieprzemyślany przygodny seks. Ale zostańmy przy określeniu czyste zło… bo demon weneryczny nie brzmi już tak dobrze.

Sadie i McKyle – Tragedy Girls (2017), reż. Tyler MacIntyre

Sadie i McKyle są zabawnymi, błyskotliwymi i zaangażowanymi w życie społeczne uczennicami szkoły średniej. Mają własny kanał w mediach społecznościowych, interesują się otaczającym je światem, są kochającymi, wzorowymi córkami oraz dokładają wszelkich starań, by organizowany na koniec roku bal wyszedł wręcz idealnie. Chyba jak każdy nastolatek pragną popularności oraz seryjnego mordercy kręcącego się po okolicy… i jednego nawet porywają. Najważniejsze w posiadaniu marzeń jest bowiem dążenie do ich realizacji. Jako że mieszkańcy miasta nie wpadają w panikę z powodu zaginięcia jednego z uczniów, dziewczyny postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce. Dzięki niezwykłej charyzmie, cudownej osobowości i zaangażowaniu, mordowanie kolejnych szkolnych kolegów w ich wykonaniu wygląda jak najzwyklejsze hobby. Oczywiście ich plany rzadko idą po ich myśli, jednak bohaterki nawet przez chwilę się nie tracą ducha i dążą do celu — zwiększenia popularności #tragedygirls w sieci. Sadie i McKyle, poza tym, że świetnie się bawią i odkrywają prawdziwą siłę swej przyjaźni, wyśmiewają wiele grzechów współczesnego społeczeństwa.

Niemal każda postać grana przez Anyę Taylor-Joy (VVitch, Split, Morgan)

Taylor-Joy jest niezwykle utalentowaną i świetnie zapowiadającą się młodą aktorką. Ma w sobie ogromną delikatność, a zarazem coś niezwykle hipnotyzującego. Twórcy filmów świetnie to wykorzystują, obsadzając ją w bardzo charakterystycznych rolach. Grane przez nią dziewczyny często są niewinne i skrzywdzone przez życie, zdają się kruche i bezbronne, zamknięte przed światem. Mimo wszystko w środku skrywają dużo ciepła i dobroci. Czasem wystarczy zaledwie chwila, by w ich oczach dojrzeć jednak coś niebezpiecznego. Jako Thomasin w VVitch Anya znalazła się w miejscu, gdzie swój początek miała ludowa baśń i wpadała w pułapkę bogobojnej paranoi, desperacji i fałszywych oskarżeń. W Split bolesna przeszłość pozwoliła jej nawiązać więź z cierpiącym na osobowość wieloraką porywaczem. Najbardziej zapadłą w pamięć jako Morgan – eksperyment naukowy, organizm stworzony w laboratoryjnych warunkach. Zawieszona gdzieś pomiędzy człowiekiem a efektem beztroskiej zabawy w Boga, próbowała odnaleźć odpowiedź na pytanie, czym właściwie jest. Działającym pod wpływem podstawowych instynktów zagrożeniem czy niewinnym dzieckiem, które potrzebuje odrobiny troski i miłości? Taylor-Joy w obu wersjach wypadła niesamowicie, jednak jako zagubiona Morgan naprawdę chwyta za serce.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
3 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Natalia
5 lat temu

Tree to moja inspiracja 🙂 Tak na naprawdę to na początku filmu sama miałam ochotę ją zadźgać jednak okazała się fantastyczną i inspirującą postacią. Sadie i McKyle też moje ulubionę, w sumie wszystkie te postacie kobiece są wspaniałe, jednak tylko Bee mnie denerwała, ale może to nie wina postaci a filmu bo nie specjanie mi się podobał.

Erra Mood
5 lat temu

Uważam, że zmiana harakteru w horrorach jest jak najbardziej pozytywna.

Wojciech Bryk
Wojciech Bryk
Student dziennikarstwa, który ma w sobie Zagubionego Chłopca. Uwielbia intertekstualność, easter eggi, zabawy skojarzeniami, popkulturowymi tropami oraz wszelkie dwuznaczności. W wolnych chwilach rozmyśla, co stało się z baśniowymi postaciami, oraz regularnie dokarmia rosnącego w nim geeka. Z radością wsiąka w fantastykę każdego rodzaju. Nieustannie pragnie odkrywać nowe rzeczy i dzielić się znaleziskami z innymi... a jeżeli przy tym wywoła u kogoś uśmiech, będzie całkiem spełniony. Stara się dorosnąć do prowadzenia własnego bloga. O horrorach pisze na portalu Mortal, a o popkulturze dla #kulturalnie.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki