Przyznam otwarcie: wciąż nie wiem, jak to się stało, że Inner Voices trafiło ostatecznie w ręce największego tchórza w całej redakcji. Zawsze, gdy widzę kategorię „horror” czy to przy grze, czy filmie, unikam jak diabeł święconej wody. Tym gorzej, jeżeli do słowa „horror” dochodzi „survival”. Dla kogoś, kto wyszedł z Amnesii przy pierwszym warkocie, jest to krótka droga do zawału. Nic więc dziwnego, że nawet pomimo braku kategorii „survival”, do Inner Voices przyjęłam nastawienie z góry negatywne, wyczekując jumpscare’ów za każdym rogiem. Na szczęście, obyło się bez resuscytacji i chowania pod koc – nasi rodacy nadali swemu dziełu zgoła inny charakter.
Nie oznacza to oczywiście, że Inner Voices nie jest straszne. Z inspiracji Lovecraftem, E.A.Poem i Kingiem nie może wyjść nic różowego ani przyjaznego człowiekowi. Zacznijmy jednak od najważniejszych informacji – ten horror psychologiczny jest dzieckiem polskiego studia Sigma Games, wydanego za pośrednictwem Fat Dog Games 10 maja tego roku. Jak piszą twórcy na swojej stronie (www.sigmagames.pl), początkowo Inner Voices miało być jedynie małym projektem zrobionym na Epic Games Jam za pomocą silnika Unreal Engine 4. Fabuła przedstawiała się niezwykle prosto – wcielamy się w postać zmarłego człowieka, który trafił do swego rodzaju czyśćca. Tam spotyka dziwną istotę, a ta oferuje mu układ – on zagra w jej chorą grę, a ona być może pozwoli mu odzyskać dawne życie. Po entuzjastycznym przyjęciu niedokończonej gry na Game Jamie, grupa zdecydowała się na dokończenie swojego dzieła, dzięki czemu protagonista zyskał przeszłość i powód, by odzyskać swoje poprzednie życie.
W swojej obecnej wersji cała otoczka fabularna w Inner Voices skupia się na postaci Johna Blake’a, który po śmierci pojawia się w dziwnym, surrealistycznym świecie, przypominającym koszmarny sen. Po krótkiej wędrówce natrafia on na zamaskowaną postać – owa postać oświadcza mu, iż by wyrwać się z tego upiornego miejsca i być może odzyskać swoje dawne życie, zmuszony będzie odtworzyć swoje wspomnienia i uzbierać tajemnicze runy, stanowiące klucz do wolności. Problem w tym, iż pamięć Johna przypomina szwajcarski ser. Nie jest w stanie przypomnieć sobie, kim był i jak się znalazł w tym miejscu, a co dopiero jakichkolwiek wydarzeń ze swej przeszłości! Czeka go więc droga po omacku po wiecznie zmieniającym się labiryncie wspomnień, mając za przewodnika jedynie ten dziwny głos, każący nazywać się Davidem… Po drodze przyjdzie mu się zmierzyć z licznymi zagadkami i… upiornymi korytarzami, które mają przykrą tendencję do zmiany swojego układu. Trzeba oddać twórcom, iż historia okazała się bardzo ciekawa. Obawiam się jednak, że może wydać się nieco zbyt zagmatwana oraz nieskładna dla odbiorcy, który nie zdobędzie wszystkich run i ograniczy się do pojedynczego przejścia. Z jednej strony jest to dobra taktyka, wymuszająca na graczu wnikliwą eksplorację, z drugiej zaś przy kolejnych przejściach w rozgrywkę wkrada się monotonia.
Co więc tak bardzo straszy w Inner Voices? A chociażby fakt, że lokacje niekiedy wyglądają jak kryjówka psychopatycznego mordercy. Odrapane ściany, stoły operacyjne i kafelki ochlapane krwią, szwankujące oświetlenie, bądź jego zupełny brak – to tylko jedne z nielicznych atrakcji, jakie przyjdzie nam oglądać w tej przygodówce. Dodajmy do tego ciszę w tle, zmieniający się układ korytarzy, przemieszczające się samoistnie meble i sporadyczne jumpscare’y, a gwarantuję, iż sięgniecie po respirator. Przyznam, że przypadła mi do gustu technika straszenia ciszą oraz niepokojącym otoczeniem – wykańczają nas nie ucieczki czy wyskakujące potwory, a nasza własna wyobraźnia! Jednakże po pewnym czasie lokacje zaczynają się powtarzać, a fakt, że trzeba po kilkanaście razy przejść jeden korytarz, by być może dostać się do nowej lokacji, wystawia cierpliwość na sporą próbę. Pomińmy już fakt, iż w labiryncie pomieszczeń nietrudno zabłądzić, co dodatkowo pogłębia niepokój, ale i frustrację.
Przestraszyły mnie również wyskakujące co jakiś czas tekstury i kompletny brak ekwipunku. Noszenie przedmiotów „w rękach” przez całą mapę lokacji było nie tylko nudne, ale także i frustrujące. Niekiedy można przez to odnieść wrażenie, że stosując podobny zabieg, twórcy usiłowali sztucznie przedłużyć grę. Apogeum gniewu osiągnęłam w momencie gdy, przed podpaleniem ostatniej świecy w jednej z lokacji, zapalniczka upadła mi na ziemię i… zniknęła w teksturach. Błąd ten skutecznie uniemożliwił mi dalsze przechodzenie gry, gdyż bez rozwiązania zagadki nie dało się wyjść lochu. Fakt, że świat gry jest generowany losowo z prawie pięćdziesięciu różnych schematów, stanowi tu też minus, wprowadzający dodatkowy chaos do i tak już nieuporządkowanej gry.
W wielkim skrócie, Inner Voices prezentuje się całkiem przyzwoicie. Historia Johna Blake’a wciąga, pomimo niejasności pojawiających się w trakcie rozgrywki. Zarówno manipulowanie atmosferą, jak i taktyka wzbudzania niepokoju ciszą oraz krępującym, przerażającym otoczeniem, zostały przez Sigma Games opanowane niemalże do perfekcji. Cieszy też całkiem zgrabna oprawa graficzna, czego nie można z kolei powiedzieć o nieistniejącym ekwipunku, którego brak skutecznie uprzykrza życie. Martwią również pojawiające się znienacka problemy techniczne, jak np. te z wykrzaczającymi się teksturami. Trzeba jednak dodać, iż jak na niskobudżetowy projekt, Inner Voices zasłużyło na spore zainteresowanie, więc bez żalu polecam grę nawet takim cykorom, jak ja.
Szczegóły
Tytuł: Inner Voices
Platformy: PC
Producent: Sigma Games
Wydawca:Fat Dog Games
Gatunek: przygodówka, horror, indie
Premiera: 10 maja 2017
NASZA OCENA
Podsumowanie
Plusy:
+ atmosfera i manipulacja elementami straszącymi
+ ciekawa historia
+ wyraźne nawiązania do Poego, Lovecrafta i Kinga
+ całkiem zgrabna oprawa graficzna…
Minusy:
– …choć nie uchroniło to gry przed irytującymi błędami
– brak ekwipunku
– irytująca losowość w przypadku rozmieszczenia lokacji
– liczne nieścisłości w fabule
User Review
( vote)Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Sigma Games
„Z daleka” wygląda całkiem sympatycznie. 😛
„Z daleka”. Niby nic cię nie próbuje tam zabić, a jednak jak ci huknie jumpscare tu i ówdzie, to aż zawału można dostać. 😀
z przyjemnością pogram w wolnej chwili. Uwielbiam klimaty Oulasta, Layers of Fear 😀
Też jestem okropnym cykorem, ale przyznam, że zachęciłaś mnie do chociaż włączenia tej gry 😀 Może jak mnie chłopak potrzyma za rękę, to dam radę ją przejść i nie ucieknę ;p
Cieszę się niezmiernie. Po pewnym czasie człowiek przyzwyczaja się nawet do obryzganych krwią ścian i migających w tle dziwnych postaci… A przynajmniej tak mi się wydaje. Miłej gry! 😀