Jak pisałam poprzednio, pierwszy tom cyklu Reeve’a Mortal Engines bardzo mi się podobał, w wersji audio i w polskim tłumaczeniu. Drugi tom… to coś z zupełnie innej beczki, znacznie gorzej ukiszonej. Nie dotarłam tym razem do wersji wydanej u nas, ale to nie w języku leży problem…
Tom Natsworthy i Hester Shaw wydostali się z walącego się i wybuchającego Londynu, udało im się zachować Jenny Haniver w jednym, wciąż latającym kawałku. Gorzki, bo poprzedzony katastrofą i śmiercią wielu przychylnych bohaterom osób, ale jednak happy end. Mogliśmy się spodziewać, że cokolwiek zdarzy się dalej, dziewczyna urodzona na ziemi i chłopak z miasta na gąsienicach zostaną razem.
Drugi tom zaczyna się właśnie w tym miejscu: od dwóch lat Tom i Hester żyją razem, są aeronautami, opanowali aersperanto, wykonują usługi transportowe. Kategorycznie odmawiają kontaktu ze starożytną technologią, poza tym imają się wszelkiej pracy, która pozwoli im nazbierać na paliwo i kilka dni czy tygodni swobodnych lotów. Ku zdumieniu Hester, są szczęśliwi. Akcja zawiązuje się w momencie, kiedy ktoś postanawia odebrać im Jenny i schwytać jej pilotów. Z biegiem czasu okaże się, że to znacznie większy problem niż jeden upierdliwy facet z piątką żon, ale kłopoty i tak zagnają bohaterów na daleką, mroźną północ, do tego zupełnie niesterownym pojazdem.
Do tej pory wszystko wyglądało podobnie do pierwszego tomu: sporo wybuchów, rozbudowane opisy miast, ciekawy język i żywe, przekonujące postacie. Nawet te powierzchowne czy karykaturalnie przerysowane. Niestety, do przygodówki dochodzi młodzieżowy romans w najgorszym możliwym wydaniu. Na północy Tom i Hester trafiają do Anchorage, ruchomego miasta stylizowanego na norweską czy po prostu skandynawską monarchię, gdzie Natsworthy zaczyna kręcić z królewną, w związku z czym Shaw postanawia podpalić świat. Wyjdzie z tego ogromnie krwawa jatka, a Hester, która była bardzo samodzielną, osobą, zacznie sprawiać wrażenie kompletnie niedojrzałej. Jak z resztą cały ten nieszczęsny trójkąt. Reeve spłycił dobrze napisanych bohaterów na potrzeby tego tomu, a co najgorsze, zrobił to, żeby uzasadnić pokazanie kolejnego polowania jednego wielkiego miasta na drugie.
Na szczęście książka ma też sporo ciekawych rozwiązań. Oprócz Toma i Hester do Anchorage trafia także pewien kontrowersyjny podróżnik, profesor Pennyroyal, mitoman i kombinator, ale owiany sławą wielkiego eksploratora. Jego książki stają się inspiracją zupełnie szalonej ucieczki północnego miasta do mitycznej Ameryki. Ten kontynent stał się po wojnie sześćdziesięciominutowej jałową pustynią, zanieczyszczoną i radioaktywną, ale wyobraźnię licznych awanturników rozpalają plotki o zielonych oazach odradzających się na tamtych terenach. Jak widzicie, Maszyny czerpią tu z kolejnego popkulturowego mitu, Eldorado zmieszanego z Kolumbem. Jednak najciekawszym wątkiem drugiego tomu są zagubieni chłopcy. Reeve bardzo twórczo przerabia Piotrusia Pana i młodzieżowe gangi, ale nic więcej nie powiem – tę część Predator’s Gold najlepiej jednak odkrywać samemu. W książce pojawią się też mroczne tony, antytrakcjoniści powrócą, tak samo jak niedobitki wydziału K. Znowu, milczę, przeczytajcie sami i przekonajcie się, jak autor przeplata infantylny romans z grozą terroryzmu.
Predator’s Gold to przyzwoita przygodówka, marny romans i dobre rozwinięcie świata Maszyn. Jednak to ostatnie dzieje się dopiero w drugiej połowie książki. Dopiero tam Reeve korzysta z tego, co ma w Engines najlepszego – dzikiej wyobraźni do steampunku i patologicznych układów społecznych. Trochę szkoda, że zgubił przy tym głównych bohaterów, a może raczej naszą sympatię do nich i poczucie, że są prawdziwi. Zobaczymy, czy w trzecim tomie uda mu się zrehabilitować Toma i Hester.
Szczegóły:
Tytuł: Predator’s Gold. Mortal Engines Book 2
Wydawnictwo: Audible
Typ: audiobook
Gatunek: steampunk, przygodowa
Data premiery: 2016
Autor: Philip Reeve
Czyta: Barnaby Edwards