SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja słuchowiska Karaluchy

1

Recenzja napisana na podstawie wersji cyfrowej.

Przez bardzo długi czas głównym realizatorem słuchowisk w Polsce było Polskie Radio, które w ciągu kilkudziesięciu lat swojego istnienia wyprodukowało ich tysiące. Ponieważ w minionych latach ta forma – tyle że w wydaniu bardziej komercyjnym – stała się w naszym kraju zaskakująco popularna, na rynku pojawiła się konkurencja, próbująca uszczknąć dla siebie trochę ze słuchowiskowego tortu. Jednym z takich studiów jest warszawskie Dreamsound, na co dzień zajmujące się postprodukcją dźwięku w filmach, ale w wolnym czasie znalazło również czas na realizację słuchowisk. Jednym z nich były wydane w 2013 roku Karaluchy na podstawie książki Jo Nesbø.

Przed zabraniem się za recenzowane słuchowisko nigdy wcześniej nie miałem styczności z cyklem powieściowym o Harrym Holem (nazwisko jest norweskie, więc wymawia się je [hule], a nie jak angielskie „hole”), zachęciła mnie jednak interesująca obsada i udostępnione przez wydawcę fragmenty. Przed zakupem rozeznałem się w sytuacji, wiedziałem więc, że twórcy zdecydowali się w formie słuchowiska wydać drugi tom serii, podczas gdy pierwszy – Człowiek-nietoperz – i wszystkie inne zrealizowane zostały jako klasyczne audiobooki. Trudno jest mi powiedzieć, co było tego przyczyną – być może dźwiękowy potencjał, jaki dawała książka, stanowiący dla realizatorów wyzwanie, z którym chcieli się zmierzyć. Wybranie akurat Karaluchów sprawia jednak, że dla osoby, która nie czytała ani nie słuchała Człowieka-nietoperza, postać Holego może być trochę wybrakowana, w końcu główny bohater szczegółowo został przedstawiony właśnie w pierwszym tomie, do wydarzeń z którego czasami odnosi się również narrator. Co prawda obie powieści posiadają niezależną od siebie fabułę, stanowiąc zupełnie inne historie, ale brak pełnego rozeznania w sytuacji może dla niektórych stanowić minus. Mnie akurat nie przeszkadzało to aż tak bardzo, ponieważ Karaluchy są mimo wszystko znakomitym, trzymającym w napięciu kryminałem, w dodatku nieźle zrealizowanym, więc słuchałem z niesłabnącym zainteresowaniem przez blisko dwanaście godzin.

Niewątpliwym plusem słuchowiska jest obsada, a w każdym razie ta pierwszoplanowa. Narratorem został weteran słuchowisk Polskiego Radia Mariusz Bonaszewski, którego głosu słucha się bardzo przyjemnie. Co prawda jako narrator nie wypada tak dobrze jak Krzysztof Gosztyła w Wiedźminach i miewa gorzej przeczytane fragmenty, ale ogólnie sprawdza się w tej roli dobrze. Realizatorzy zdecydowali się na gwiazdorską obsadę, tak więc w Holego wcielił się Borys Szyc. Aktor ten, zanim jeszcze wybił się na Symetrii, pracował m.in. w dubbingu, tak więc praca aktora głosowego nie jest mu obca i świetnie wypadł w głównej roli. Znakomicie sprawdza się również Bogusław Linda – żałuję, że tego aktora tak rzadko angażuje się do słuchowisk. Gwiazdorską obsadę dopełniają m.in. Danuta Stenka, Magdalena Cielecka i Izabela Kuna. Jedyną gwiazdą w obsadzie, która wypadła zdecydowanie gorzej od innych, jest Robert Więckiewicz, ale na szczęście przypadła mu rola z niewielką ilością dialogów. Niestety, jest to kolejne słuchowisko, w którym Więckiewicz się nie sprawdza – wszystkie jego postaci, jak chociażby Ned Stark w Grze o tron czy narrator w Blade Runner: Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?, są wyprane z emocji i nijakie. Przed kamerą aktor czuje się dobrze i pewnie, ale niestety praca głosem to zdecydowanie nie jego działka.

Realizatorzy zdecydowali się na dość nietypowy jak na polskie warunki sposób nagrywania dźwięków tła. Zamiast odtwarzać je w studiu, jak robi się to zazwyczaj, pojechali do Bangkoku, w którym rozgrywa się akcja Karaluchów, i przemierzali miasto z mikrofonami, rejestrując jego dźwięki. Dzięki temu tło dźwiękowe w słuchowisku jest znakomite – wysiłek i zapewne niemały koszt takiego przedsięwzięcia opłacił się z nawiązką. Twórcom udało zadbać się nawet o takie szczegóły jak zdobycie licencji na wykorzystanie fragmentu „All Along the Watchtower” Jimiego Hendriksa, o którym w pewnym momencie wspomina narrator. Nie zapomnieli również o rozmaitych efektach dźwiękowych – jeżeli narrator opisuje, że podczas rozmowy telefonicznej były zakłócenia, na rozmowę nałożony jest odpowiedni filtr mający je odwzorować, a kiedy zmienia się „perspektywa” rozmówcy telefonicznego, słychać specyficzny dźwięk oznaczający przeskok na drugą stronę słuchawki. Jeżeli rozmowa rozgrywa się w samochodzie, w tle słychać silnik, zmieniane biegi, ruch uliczny, tajską muzykę w radiu itd., a jeżeli na basenie, to wyraźnie słychać echo odpowiednie dla tego typu pomieszczenia. Pod względem udźwiękowienia słuchowisko jest znakomite, co zresztą nie powinno dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę, że realizowano je w studiu zajmującym się produkcją dźwięku dla kinematografii.

Lost in tłumoczenie
Słuchowisko ma wadę, która nie wynika jednak z winy realizatorów, a tekstu dostarczonego im przez wydawcę książki, Wydawnictwo Dolnośląskie. Chodzi mianowicie o polski przekład, w który wydawca nie pozwolił ingerować, zgodził się jedynie na usunięcie fragmentów narracji typu „odpowiedział”, „krzyknął” itd., co mogłoby wpłynąć na płynność dialogów. Reszta przekładu Iwony Ziemnickiej pozostała taka sama jak w książce, co wiąże się z przeniesieniem jego doskonałości na słuchowisko. Zdaje się, że pani Ziemnicka nie zna innego spójnika niż „i”, toteż nadużywa go na potęgę, zamiast neutralnych „gejów” są medyczni i sztuczni „homoseksualiści”, zaś imiona typu „Hole” i „Brekke” raz są odmieniane, a raz nie. W tym ostatnim przypadku warto jednak zaznaczyć, że przynajmniej (nie)odmieniano je konsekwentnie i według wzorca (tj. kiedy występowały same, były odmieniane, ale z imieniem pozostawały w mianowniku). Nierzadko kuleje konstrukcja zdań, np. zamiast „Pokazała na balkon i paskudnie wgnieciony daszek tuk-tuka” mamy „Pokazywała na balkon i na daszek tuk-tuka, paskudnie wgnieciony”. Do tego dochodzą potknięcia typu „Włożyła sukienkę w niebieskie kwiatki z krótkimi rękawami”, co wskazuje, że to niebieskie kwiatki miały krótkie rękawki, a nie sukienka noszona przez bohaterkę. Podobnych wpadek jest niestety w przekładzie więcej, co dla językowych purystów może być sporą wadą.

Karaluchom niestety zdarza się sporo wpadek lub nie do końca trafionych pomysłów, a chociaż są drobne, to występują w sporej ilości. Największą wadą jest mnóstwo drugoplanowych głosów, które brzmią słabo i sztucznie, jak chociażby Aleksandra Przybył w roli Ao czy wspomniany Robert Więckiewicz. Co prawda sporo z tych postaci nie jest jakoś specjalnie ważna dla fabuły albo nie ma dla niej znaczenia wcale i miewa do wypowiedzenia raptem po kilka zdań lub słów, ale takie nagromadzenie sztucznie brzmiących wypowiedzi potrafi jednak trochę zirytować. Realizatorzy wpadli również na pomysł, żeby spod narratora, relacjonującego, co powiedziała dana postać, słychać było powtarzających za nim aktorów. Przykładowo narrator mówi: „Odpowiedziała, że nie pamięta, o której przyszła do ambasady”, a spod niego słychać głos aktorki mówiącej: „Nie pamiętam, o której przyszłam do ambasady”. Teoretycznie nie jest to złe rozwiązanie, ale w praktyce trochę denerwuje i niepotrzebnie wybija z rytmu. Dość częstą przypadłością, zwłaszcza u Bonaszewskiego, jest niepoprawne wymawianie angielskich słów. Nie mogę wypowiedzieć się odnośnie poprawności wymowy norweskiej i tajskiej, ponieważ nie znam tych języków, ale z całą pewnością któraś grupa aktorów musi mówić źle, skoro przykładowo nazwisko Løken wymawiane jest jako [loken], [luken] lub [lüken]. Swoje robi również muzyka, która jako tło co prawda sprawdza się bardzo dobrze, ale gdybym chciał jej słuchać, to wolałbym zakupić ścieżkę dźwiękową, aniżeli wpychanie jej jako niepotrzebne interludia. Zapamiętajcie sobie, realizatorzy słuchowisk: muzyka ma służyć jako tło, w każdym innym momencie jest zupełnie niepotrzebna, zwalnia akcję i sztucznie wydłuża produkt.

1

Karaluchy nie są słuchowiskiem idealnym – chociaż jego wady lub niedociągnięcia są drobne, to niestety występują dość często i przewijają się przez całą produkcję. Tym niemniej znakomita pierwszoplanowa obsada, wysoki poziom udźwiękowienia oraz trzymająca w napięciu fabuła sprawiają, że jest to słuchowisko, z którym zdecydowanie warto się zapoznać.

Ocena: 8/10

Plusy
+ obsada pierwszoplanowa
+ udźwiękowienie
+ klimat
+ trzyma w napięciu
+ muzyka…

Minusy
– …która często niepotrzebnie tworzy przestoje w akcji
– nierzadko słabiutkie głosy drugoplanowe
– niedoskonałości książkowego tłumaczenia
– błędna wymowa obcojęzycznych słów

Autor: Pottero

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Tomasz V. Nguyen Xuan
5 lat temu

Mimo wspomnianych w tekście wad, słuchowisko wydaje się być ciekawą alternatywą dla książki, która zresztą wciągnęła mnie bez reszty 🙂

Jacek „Pottero” Stankiewicz
Jacek „Pottero” Stankiewiczhttps://swiatthedas.wordpress.com/
Jak przystało na reprezentanta rocznika 1987, jestem zgrzybiałym dziadziusiem, który doskonale pamięta szczękopady, jakie wywoływały pierwsze kontakty z „Doomem”, a potem z „Quakiem” i „Unreal Tournament”. Zapalony gracz z ponaddwudziestopięcioletnim doświadczeniem, z uwielbieniem pochłaniający przede wszystkim gry akcji, shootery i niektóre RPG. Namiętny oglądacz filmów i seriali, miłośnik Tarantina, Moodyssona i Tromy, w wolnej chwili pochłaniacz książek i słuchowisk, interesujący się wszystkim, co wyda mu się warte uwagi. Dla rozrywki publikujący gdzie się da, w tym m.in. czy w czasopismach branżowych. Administrator Dragon Age Polskiej Wiki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki