Mangi

Recenzja pierwszego tomu mangi Sherlock

0

Sherlock manga 1

Serial Sherlock produkowany przez BBC od kilku lat podbija serca fanów na całym świecie. Przygody słynnego detektywa przeniesiono w nim do naszych czasów, dzięki czemu możemy sprawdzić, jak odnalazłby się w bliskiej nam rzeczywistości, w której konne powozy zostały zastąpione samochodami, telegramy SMS-ami, a London Bridge jest już zabytkiem przeszłości, nie zaś obiektem w budowie. Nie zmienia się jednak sam Sherlock Holmes – nadal jest ekscentryczny, diabelnie inteligentny i lubi skrzypce. Podobnie zresztą doktor John Watson, który pozostaje lekarzem wojskowym i asystentem tytułowego bohatera oraz – co chyba najważniejsze – narratorem opowieści. Nie serial jednak będzie przedmiotem tej recenzji, a jego mangowa adaptacja, wydana w polskim tłumaczeniu w tym roku i udostępniona nam do recenzji przez wydawnictwo Studio JG. Komiks wydrukowano w miękkiej czarno-białej oprawie, z kolorową obwolutą ze skrzydełkami, która powinna zostać zdjęta na czas czytania, żeby zapobiec jej uszkodzeniu.

Tomik otwiera nadal powstającą serię. Do tej pory wydano za granicą dopiero trzy, jednak wszystko każe przypuszczać, że będzie ich tyle, co odcinków serialu (który także jest wciąż w trakcie produkcji). Fabuła jest charakterystyczna dla każdej historii związanej z Holmesem – jest sprawa, którą trzeba rozwiązać. A któż nadaje się do tego lepiej niż ekscentryczny detektyw i jego przyjaciel doktor? Trudno jednak, żeby znali się od zawsze – za sprawą niesamowitego przypadku zostają współlokatorami zamieszkującymi przy Baker Street 221b. Nie siedzą długo w swoim nowym mieszkaniu – w Londynie od pewnego czasu mają miejsce dziwaczne samobójstwa, które jednak wzbudzają podejrzenia w Sherlocku. Jeśli chce udowodnić, że w rzeczywistości są bardzo sprytnie zorganizowanymi morderstwami, musi odnaleźć ich sprawcę. Poza wartką akcją, złożoną z pogoni i szybkiego myślenia, znajduje się także miejsce na trochę humoru i znaczącą dozę analizy psychologicznej Johna Watsona, nękanego wspomnieniami wojny w Afganistanie, z której dopiero co wrócił. Nie zabraknie więc różnorodności, która pozwala czytelnikowi zapomnieć o nudzie.

Co zaskoczyło mnie najbardziej: pierwszy tom mangi jest praktycznie wierną kopią tego, co widzimy w serialu, a konkretniej w jego pierwszym odcinku, noszą nawet ten sam podtytuł – Studium w różu (który nawiązuje do tytułu jednego z oryginalnych opowiadań o Sherlocku Holmesie autorstwa sir Arthura Conana Doyle’a, Studium w szkarłacie). Przestaje to jednak dziwić, kiedy przyjrzymy się nazwiskom na okładce – autorami scenariusza są Steven Moffat i Mark Gatiss. W adaptacji nie pominięto żadnych scen, choć niektóre, z racji formy, rozegrano nieco szybciej. W zamian za to dodano coś, na co z kolei nie można było pozwolić sobie w serialu – w nielicznych momentach przedstawiane są nam wprost wewnętrzne rozterki Watsona. Twórcy nie traktują jednak czytelnika jak idioty i w większości kadrów jego myśli są ukryte, żebyśmy sami mogli interpretować jego zachowania i mimikę oraz wyciągać z tego własne wnioski.

A nie powinno być to szczególnie trudne, ponieważ przekształcono tę opowieść w mangę, zgrabnie wykorzystując charakterystyczne dla niej, dobre chwyty rysunkowe. Artystą-rysownikiem Sherlocka jest niejaki Jay., o którym jednak informacji na próżno szukać na stronach z mangą czy portalach informacyjnych typu MyAnimeList. Być może jest to debiut artysty jako mangaki albo jako rysownika w ogóle, jednak za tym poszperać możecie sami, jeżeliście ciekawi. Starczy jednak o samym artyście, o jego rysunkach czas zacząć.

Na początek – starzy wyjadacze uśmiechną się pewnie pod nosem, jednak dla laików istotna informacja – mangę czyta się od prawej do lewej. I mowa tu zarówno o całości tomiku w kopii fizycznej, jak i o kolejności kadrów na poszczególnych stronach. Jeśli nie oglądaliście serialu i nie chcecie zaspojlerować sobie zakończenia albo po prostu nie chcecie doświadczyć dziwacznego zagubienia podczas „swojego pierwszego razu z mangą”, nie otwierajcie Sherlocka jak tradycyjnej książki, a zacznijcie od tyłu, który jest początkiem. Choć manga z założenia jest komiksem czarno-białym, pierwsze trzy strony zostały wydrukowane w kolorze, na śliskim papierze. powiedziałam, że czytając w ten sposób unikniecie spojlerów, ale nie jest to do końca prawdą – na pierwszej stronie widzimy przedsmak tego, co czeka nas w finale Studium w różu, jednak tak, by raczej zachęcić do dotrwania do końca, niż żeby zdradzić coś istotnego dla fabuły.

Wróćmy jednak do wspomnianych wcześniej „chwytów rysunkowych”, zastosowanych w tej mandze. Co chyba najważniejsze – postaci przeniesione na kartki komiksu są wzorowane na wyglądzie aktorów grających w serialu. Ważne jest, że kreska w Sherlocku dąży do realizmu, nie uświadczymy tu oczu na pół twarzy i dziwnych proporcji, przez co lektura może być nieco znośniejsza dla laików. Bez problemu rozpoznamy Sherlocka i Mycrofta, jednak dla niezaznajomionych ze specyficznym stylem rysowania, momentami trudne może być odróżnienie Watsona od Lestrade’a (choć patent na to jest dosyć prosty – Watsonowi narysowano dosyć charakterystyczny nos). Panią Hudson chyba nieco odmłodzono, jednak, tak samo jak resztę postaci drugoplanowych i nawet pobocznych, bez trudu zapamiętamy po indywidualnych rysach twarzy. Ciekawostką jest to, że rysownik zadbał także o zachowanie proporcji wzrostu postaci, choć zdarzyły się jedna czy dwie wpadki, gdzie Watson sięga Sherlockowi ledwie do ramienia.

Jeszcze innym popularnym, ale przydatnym w interpretacji nastrojów bohaterów chwytem, jest sprytne umieszczenie odbicia światła w oczach bohaterów w pewnych kadrach. Nieobecność lub obecność białych plamek na tęczówkach odpowiada kolejno mrocznemu nastrojowi, otępieniu i powrotowi do życia, zainteresowaniu. Innym narzędziem do przekazania nam emocji targających bohaterami jest ich mimika. W przypadku mangi momentami nieco bardziej przerysowana niż w tradycyjnych komiksach, jednak kto mógłby krytykować Sherlocka za jego przeradosny uśmiech od ucha do ucha, kiedy widząc go, sami czujemy jak kąciki naszych ust unoszą się samoczynnie w górę?

Całość czytało się bardzo szybko i płynnie, polskie tłumaczenie dialogów nie zgrzytało, a przynajmniej ja nie odniosłam takiego wrażenia… poza jednym momentem, w którym spomiędzy dobrze zbalansowanych między powagą a humorem dialogów przebiło ohydne młodzieżowe określenie „zwiecha”, co gorsza nie wypowiedziane przez żadnego z bohaterów, a więc nie znajdujące swojego miejsca w rubryczce „stylizacja tekstu”, a wrzucone w tło jako określenie stanu bohatera, na tej samej zasadzie, na jakiej w tradycyjnych komiksach używa się onomatopei. Mam nieco za złe redakcji tomiku, że pozwoliła sobie na coś takiego – wiadomo, że z perspektywy wydawnictwa może to przyciągnąć więcej czytelników danej kategorii wiekowej, jednak ja, jako osoba oczekująca od akurat tego konkretnego tytułu nieco lepiej dobranego słownictwa, poczułam się wybita z rytmu wartkiej akcji detektywistycznej powieści i wrzucona w szkolny korytarz pierwszego lepszego gimnazjum.

Ogólnie pierwszy tom mangi wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Sprawiło mi szczególną frajdę sprawdzanie w jaki sposób autorom udało się przenieść na kartki komiksu sceny, które znam doskonale z serialu. Odwalili kawał dobrej roboty – choć rysunki nigdy nie będą tak dynamiczne jak film, to za pomocą odpowiednich środków udało się im osiągnąć szybkie tempo gorączkowych pościgów i poszukiwań, oddać klimat poszczególnych wydarzeń i, chyba przede wszystkim, zarzucić na czytelnika przynętę, dzięki której sięgnie po kontynuację. Nawet jeśli nie w formie kolejnego tomu, to odcinka serialu. Postacie nie wydawały się puste i jednowymiarowe, zachowały swoje mniej lub bardziej przystępne charaktery, a relacje między bohaterami widoczne są gołym okiem dzięki dobrze napisanym dialogom i świetnie narysowanym pozom i mimice. Polecam mangę wszystkim, nawet osobom, które nie lubują się w zawiłych zagadkach detektywistycznych – jeśli jeszcze tego nie wiecie, w Sherlocku nie tylko o nie chodzi!

Dziękujemy wydawnictwu JG Studio za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

NASZA OCENA
8.5/10

Podsumowanie

Plusy:
– bohaterowie o bardzo indywidualnych cechach wyglądu i osobowości
– wartkie tempo akcji, nie ma czasu na nudę
– wpadająca w oko kreska, jednocześnie mangowa i dążąca do realizmu

Minusy:
– „zwiecha”
– jeśli ktoś zna serial, to manga nie wnosi nic nowego

Subskrybuj
Powiadom o
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
wpDiscuz
Exit mobile version
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki