Komiksy

Recenzja komiksu The Flintstones Volume 2: Bedrock Bedlam

0

Bedrock Bedlam Cover

Jeśli kochacie Dawkinsa, a co najmniej zgadzacie się trochę z jego teoriami, jesteście za równouprawnieniem wszystkich, wolnością i sceptycznym, ale akceptującym podejściem do religii – mam dla was idealną guilty pleasure, a może nawet komiks pod poważne dyskusje. To, że The Flintstones będzie mocno filozoficzne, przynajmniej jeśli chodzi o wizje społeczeństwa z półki „już Sokrates, a po nim Willingham”, zapowiadało się od pierwszego tomu. Teraz widać, że Russell trzyma się nauki o ewolucji, ale rezygnuje na przykład z psychologii ewolucyjnej (co mnie osobiście ujęło). A do tego odważnie mówi o tym, co według niego jest dobre, a co bynajmniej.

Czego tu nie ma… Poprzednio okazało się, że ludzkość nie jest sama w kosmosie, a zaraz potem, że Ziemia kusi zielonych nastolatków i spekulantów. Żeby chociaż trochę ochronić młodą cywilizację epoki kamienia łupanego, do Bedrock został wysłany niezależny obserwator. Żyje spokojnie w miasteczku, między jaskiniowcami i robi luźne notatki na temat pochodzenia i rozwoju gatunków na naszej planecie. Spora część narracji pochodzi właśnie z dziennika tego rezydenta, co pozwala spojrzeć na Ziemian z pewnego dystansu. Opowiadania zwykle skręcają jednak w końcu w stronę głównych bohaterów: Freda, Wilmy, Pebbles i ich sprzętów domowych: licznych kolorowych zwierzaków pracujących właściwie na czarno i bez świadczeń socjalnych.

Jeśli wydawało wam się, że pierwszy tom był zanadto „ideologiczny”, nie sięgajcie po drugi. Z jednej strony są w nim ironiczne historie o odpustach i gentryfikacji, z drugiej – poważne w tonie opowiadanie o tym, jak neolityczną rewolucję przeprowadziły kobiety (a dokładniej matka Wilmy z koleżankami). Co więcej, chociaż osiadły tryb życia stał się możliwy dzięki ich naukowemu, analitycznemu myśleniu, jednym ze skutków rezygnacji ze zbieractwa było uwięzienie żon i córek w domu, i przekształcenie ich w nierogaciznę wymienianą za ziemię i alianse. Autorami The Flintstones są dwaj mężczyźni, może chcą się przypodobać tej części publiczności, co to „nie czyta komiksów”, ale… ta wersja wydarzeń ma pewne poparcie w badaniach i teoriach antropologicznych. Poza tym historia rodziny Wilmy jest także o bliskości, wolności i samodzielności – a zwłaszcza napięciach między dążeniem do nich wszystkich. I muszę powiedzieć, że wyszło całkiem wzruszająco, nawet jeśli troszkę zbyt prosto.

Emancypacja postępuje, a coraz większą rolę w komiksie odgrywają sprzęty domowe. Najbardziej dramatyczny wątek w Bedrock Bedlam opowiada o przyjaźni Odkurzacza i Kuli-do-kręgli. W świecie AGD mocno wrze, może nie są to Służące, ale narodził się pęd ku udowodnieniu, że zwierzaki są czującymi istotami, a nie jedynie wyposażeniem domu. Z kolei najbardziej przewrotna okazała się nie historia o kościele Geralda, ale o teście, jaki Liga Wszystkich Cywilizacji czy inna tego typu organizacja zarządziła na Ziemi. I tak, wiem, że takie sprawdziany robił ludziom już Q ze Star Treka, sumeryjscy bogowie w Holy Crap! The World is Ending czy Trisolaranie z Problemu trzech ciał… Ale ten został naprawdę uroczo rozwiązany.

Jak widzicie, scenariusz Marka Russella rozwinął się pięknie, a rysunki Steva Pugha cieszą jak wcześniej. Mężczyźni są na nich amerykańsko postawni i twardzi (chociaż nikt tu nie gra w rugby), a kobiety wyglądają jak wycięte z żurnali z lat 60. Ludzie, zwierzęta i obcy mają ekspresywne twarze. Trochę rozczarowują prymitywne obrazy Wilmy, choć wynagradzają to „prawdziwe” dzieła sztuki zgromadzone w jaskiniowej galerii. Do tego dostajemy dynamiczne sceny zbiorowe, których tym razem jest naprawdę dużo. Intensywne kolory, znane już z klasycznej animacji Hanny-Barbery, grają świetnie po przeniesieniu do realistycznego (czasem hiperrealistycznego, a kiedy indziej karykaturalnego) stylu Pugha.

Jeśli dacie Flintstonesów najmłodszym, zadziałają jak książeczki w stylu Ekonomia. To, o czym dorośli ci nie mówią (bo często sami nie wiedzą). Przeczytają nie tylko o rewolucji neolitycznej przeprowadzonej przez rolniczki, ale zobaczą też debaty, w których Fred Flintstone oskarża męską politykę o wydawanie bez sensu pieniędzy na nieistniejące wojny zamiast na dziecięce szpitale. Mnie też dało to do myślenia, może nie tyle o społeczeństwie, ile o roli literatury rozrywkowej w szturchaniu czytelnika do zastanowienia się nad życiem, buntowania się przeciwko tradycjom i oczywistościom. Być może Russell sporo uprościł, mógł być subtelniejszy, ale jako „lewacka propaganda” ten komiks wywołuje we mnie bardzo ciepłe odczucia.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: The Flintstones Volume 2: Bedrock Bedlam
Wydawnictwo: DC Comics
Autor: Mark Russell, Steve Pugh
Typ: komiks
Gatunek: komediowy, sci-fi
Liczba stron: 148

NASZA OCENA
7/10

Podsumowanie

Plusy:
+ bardzo zróżnicowana treść
+ mnóstwo kwestii społecznych
+ prehistoria opowiedziana zgodnie z naukowymi odkryciami i teoriami
+ społecznie zaangażowane guilty pleasure
+ sporo ironicznego humoru

Minusy:
– potencjalnie irytujący nadmiar ideologii
– zdarzające się uproszczenia

User Review
0 (0 votes)
Subskrybuj
Powiadom o
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
wpDiscuz
Exit mobile version
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki