Gry komputerowe

GRY NASZEGO DZIECIŃSTWA Część druga

0

DAGUCHNA

Duck Hunt (1984)

Jedną z wielu atrakcji wynikających z posiadania konsoli NES (czy w naszym przypadku raczej jej podróby Pegasusa oraz pochodnych) były gry wykorzystujące pistolet świetlny. O ile lepsza stawała się zabawa, kiedy mogliśmy realistycznie mierzyć do ekranu z atrapy broni palnej na kabelku, zamiast zwyczajnie naciskać klawisze na padzie! Było kilka tytułów dających nam taką możliwość. Między innymi Duck Hunt, czyli kultowe już dzisiaj polowanie na kaczki. Niby gra jest nieskomplikowana – przecież to tylko mierzenie do dzikich ptaków lub sportowych rzutków tak, by zmieścić się w limicie przyznanych nam nabojów. A jednak to dawało tyle frajdy! Lub frustracji, bo w razie nieustrzelenia niczego towarzyszący nam na etapach z kaczkami pies myśliwski nie omieszkał wyśmiać naszego braku szczęścia. Ile razy mieliście ochotę sprzedać mu za to kulkę? Bo ja wiele. Duck Hunt nie przewidywał takiej możliwości, ale podobno można było tego dokonać w grze Barker Bill’s Trick Shooting. Z tym że tej to akurat nie posiadałam w swoich zbiorach…

Tiny Toon Adventures (1991)

Ze wszystkich gier na moją pegasusopodobną konsolkę zawsze miałam słabość do tych, w których występowali bohaterowie moich ulubionych ówczesnych kreskówek. Wszak były one doskonałą okazją, by niejako przedłużyć ich perypetie i móc brać w nich względnie czynny udział. Jako dziecko wręcz obłędnie uwielbiałam Przygody Animków, więc gdy wpadła mi w ręce platformówka na podstawie tego serialu, to myślałam, że oszaleję! Ładnie zaprojektowana, kolorowa i zwariowana jak oryginalna kreskówka, ze sporą częścią najfajniejszych postaci (choć tylko cztery z nich są grywalne), a w tle pierwszego etapu brzdąka sobie ośmiobitowa wersja piosenki czołówkowej. Jakże wspaniałe było uganianie się za marchewkami i balonami kryjącymi bonusy, używanie umiejętności bojowych bohaterów czy odwiedzanie nieoczywistych zakamarków plansz. Warto podkreślać wysoką jakość Tiny Toon Adventures nawet po latach – bo przecież nie brakowało ani wtedy, ani później kompletnie niegrywalnych tytułów, które wykorzystywały popularne ekranowe produkcje wyłącznie jako lep na nieświadomych niczego konsumentów. I zupełnie nie przeszkadzał mi drobny fakt, że nigdy nie doszłam dalej niż do początku czwartego z sześciu etapów.

Kyoryu Sentai Zyuranger (1992)

Japoński tytuł nic wam nie mówi? A jeśli powiem, że to serial, na podstawie którego Amerykanie stworzyli potężnie transformujących się Power Rangers? Tak, oto jest kolejna gra na NES-a/Pegasusa, oparta na lubianej przeze mnie w dzieciństwie franczyzie. Nie miało żadnego znaczenia, że była dostępna tylko po japońsku, więc masy rzeczy nie rozumiałam, a niektóre postacie wyglądały deczko inaczej niż w amerykańskiej wersji. Grunt, że to bodaj jedyna z tamtych platformówek, którą udało mi się wtedy przejść całą. Nie wiem, czy to dobrze świadczy o poziomie jej trudności, ale mniejsza… Za to są tu nasi kolorowo ubrani wojownicy ze swoimi efektownymi broniami, znani z serialu złole na końcu każdego etapu (czyli wredna wiedźma Rita i jej świta), a do tego poboczne minigry: mecz kosmicznego ping-ponga pomiędzy wielkimi robotami i wyzwanie „gorącego ziemniaka” z udziałem tychże. Szkoda tylko, że nie możemy zagrać poszczególnymi Dinozordami czy Zielonym Rangerem, a bariera językowa w zasadzie uniemożliwia skorzystanie z trzeciej minigierki, będącej quizem z wiedzy o oryginalnym serialu.

Subskrybuj
Powiadom o
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
wpDiscuz
Exit mobile version
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki