Komiksy

Recenzja komiksu Super Sons Volume 1 (Rebirth)

Super Sons 1

Jonathan Kent jest 10-letnim synem Supermana, a Damian Wayne to nastoletnia pociecha Batmana. Pierwszy nosi przydomek Super Boy, a drugi już od jakiegoś czasu dał się poznać jako Robin. Co oprócz superbohaterskich ojców łączy tych dwóch chłopców? No cóż, przede wszystkim szczera niechęć…

Restartując swoje uniwersum, wydawnictwo DC wprowadziło w nim wiele interesujących zmian. Okazało się, że znanego do tej pory Supermana zastąpił po śmierci zupełnie inny Człowiek ze Stali. W przeciwieństwie do swego poprzednika, nie zakochał się on w Wonder Woman, lecz żyje w oddaleniu od reszty świata wraz z żoną Lois Lane i synem Jonem (tę historię znajdziecie w wydanym w Polsce albumie Lois i Clark: Droga Do Odrodzenia). W czasie zacieśnienia przyjacielskich stosunków Clarka z Batmanem dochodzi do poznania się ich dzieci (o tym z kolei opowiada jeszcze niewydany w Polsce album Superman Vol. 2 – Trials of the Super Son).
Wstęp do tematu został dość zgrabnie zaprezentowany we wspomnianym komiksie, toteż nic dziwnego, że twórcy z DC postanowili go kontynuować, poświęcając mu osobną serię. I tak do naszych rąk trafił pierwszy tom serii Super Sons, zbierający aż pięć standardowych zeszytów.

O czym więc jest ta historia?
Ano oczywiście o Jonie, który, jak przystało na synka państwa Smith (pod takim nazwiskiem ukrywają się Clark i Lois), jest chłopcem inteligentnym i raczej dobrze wychowanym. W kontraście do niego poznajemy nieco rozwydrzonego, o wiele bardziej niezależnego Damiana. Młody Robin jest nieustępliwy, lekkomyślny, a także nad wyraz pewny siebie. I nic w tym dziwnego, skoro ma już za sobą pierwsze kroki jako lider Młodych Tytanów (Teen Titans). Od razu wiemy, że taka mieszanka charakterów da nam wiele kłopotów i świetnej zabawy. Obaj chłopcy podążają drogą swych ojców, a trzeba przyznać, że jest ona jednakowo fascynująca, co wyboista.

Cała przygoda rozpoczyna się, gdy Robin ujawnia Jonowi, że od jakiegoś czasu obserwuje go pod przebraniem nowego kierowcy szkolnego autobusu. Pomimo niechęci młodego Smitha, Damian nakłania go do pomocy w rozwiązaniu zagadki włamań do sieci przedsiębiorstwa Lexcorp. Jeszcze tej samej nocy chłopcy uciekają z własnych domów, aby wybrać się do Metropolis. I już na samym początku zostają nakryci przez samego Lexa Luthora. Jak można się domyślić, nie jest on zachwycony z próby inwigilacji jednego z jego budynków.
Młodzi bohaterowie nie poddają się jednak i już wkrótce trafiają na trop, który poprowadzi ich do sprawy, o jakiej nawet nie mieli pojęcia. A okaże się ona tajemniczo powiązana z zabójczym wirusem Amazo, który ponad rok temu przysporzył wielu kłopotów Lidze Sprawiedliwości. Pod jego działaniem wiele osób uzyskiwało na krótki czas potężne moce. Jedną z osób wciąż posiadających takie zdolności jest Kid Amazo, potężny meta-dzieciak terroryzujący własną rodzinę. To właśnie za jego sprawą Super Boy i Robin staną twarzą w twarz ze swoim pierwszym, wielkim wyzwaniem.

When I Grow Up to bardzo udana opowieść. Pozornie skierowana do nastolatków, lecz zawierająca elementy, które z pewnością będą bawić czytelników w każdym wieku.
Na pierwszy plan wysuwają się oczywiście dwaj główni bohaterowie. Ich odmienne charaktery jak i sposób postrzegania świata służą nie tylko świetnej zabawie. Pozwalają na zaprezentowanie samej historii, ponieważ tok wydarzeń kształtuje się właśnie poprzez ich wzajemne relacje. Wspólna niechęć rodzi ciekawość, a ta inspiruje bohaterów do podjęcia określonych działań.
Współgra to z ciekawą fabułą, czerpiącą z bogatego dorobku New 52 (Nowe DC Comics). W czasie lektury nie sposób się nudzić. Znakomita chemia pomiędzy Jonem a Robinem robi swoje, a przygoda, w której obaj uczestniczą, wywołuje odpowiednie emocje i zaangażowanie.
Dobrze wypadł też główny antagonista jako ktoś (przynajmniej pod względem wieku) równy bohaterom. Kid Amazo to zepsuta, buntownicza jednostka, która przez większość czasu wydaje się być naprawdę niebezpieczna.

Rysunki w komiksie są świetne. Dynamiczne, trochę kojarzące się z nowoczesną mangą, idealnie oddają awanturniczego ducha przygód obu chłopców. Kolory są żywe, wręcz wesołe, a większe kadry rozrysowano tak interesująco, że przyciągały mój wzrok na dłużej.

Nieco gorzej wypada niestety ostatnia część tomu. Wzajemna niechęć chłopców, ich życiowa niepewność oraz stopniowe docieranie w akcji stanowiło siłę większej części komiksu. Dawało to szansę na ciekawy rozwój psychologiczny i wzajemne zgranie postaci. W ostatniej historii większość tych kwestii niepotrzebnie zastąpiono nachalną dydaktyką porad rodziców. O ile zdania, które padły pomiędzy Robinem i Jonem w Bat-Jaskini wciąż pogłębiały ich relację, to już nudzenie Batmana z Supermanem mocno popsuło ten specyficzny efekt.
Domyślam się, że zapewne chciano w ten sposób pokazać różnicę pokoleń, a także uwypuklić rolę „superrodziców” w rozwiązywaniu problemów swych pociech, lecz wyszło z tego coś z grubsza niestrawnego. Natomiast zaprezentowana w pewnym momencie wymiana uwag pomiędzy Bruce’em i Clarkiem o własnych możliwościach była prześmieszna.

When I Grow Up to przepełniony dynamiczną akcją, humorem i ciekawą fabułą komiks. Treść angażuje, a bohaterowie na pewno dają się lubić. Z pewnością będę wypatrywał dalszych tomów, aby zobaczyć jak rozwinie się relacja „superchłopców” oraz jakie wyzwania staną na ich drodze. Powiedzmy to sobie otwarcie: Super Sons ma realną szansę być czymś więcej niż zwykłym rozszerzeniem świata Batmana i Supermana.

Szczegóły:

Tytuł: Super Sons vol. 1 – When I Grow Up
Wydawnictwo: DC Comics
Autor: Peter J. Tomasi
Ilustracje: Jorge Jimenez, Alisson Borges
Typ: Komiks
Gatunek: Superbohaterowie
Data premiery: 11.10.2017.
Liczba stron: 128
ISBN: 978-1-4012-7401-6

PRZEGLĄD RECENZJI
NASZA OCENA
8.5
Poprzedni artykułKosmate skojarzenia! Recenzja gry karcianej Duże i włochate
Następny artykułGłówki na karku – recenzja serialu Główka pracuje
Zagorzały wielbiciel wszelkiego rodzaju fantastyki. Czyta komiksy i książki, ogląda filmy i seriale. Szuka w nich tego, czego nie doświadczy w zwykłym, codziennym życiu. Swe oddanie wymyślonym historiom wyraża tworząc bloga Skrzydła Gryfa (skrzydlagryfa.blogspot.com), gdzie daje upust swym pasjom, prezentując wyłącznie niezależne opinie. Uwielbia Gwiezdne Wojny (nowe i stare), cykl Świata Wynurzonego, zaczytuje się w komiksach wydawnictwa DC, ceni twórczość Tolkiena i George’a R. R. Martina. W wolnych chwilach buduje modele z klocków Lego, słuchając muzyki Prince’a (bo to jedyny muzyk, przy którym nie trzeba słuchać już niczego innego). Co roku wyczekuje na Halloween, jako święto wszystkiego co straszne i nieznane. Jest wierny zasadzie: „Jestem jaki jestem. Ktoś musi być.”
recenzja-komiksu-super-sons-volume-1-rebirth<p><strong>Plusy:</strong> + sympatyczni, dający się lubić bohaterowie<br /> + nawiązania do New 52<br /> + wciągająca fabuła<br /> + świetne rysunki<br /> + humor</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> - łopatologiczna dydaktyka w ostatniej historii</p>
Subskrybuj
Powiadom o
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
wpDiscuz
Exit mobile version
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki