Filmy

Oh hai Mark! – recenzja filmu The Room

2

Kiedy po raz pierwszy natknęłam się na fragment The Room, uznałam że to jakieś wideo z YouTube’a. Że ktoś wziął fragment starego filmu i podłożył pod niego nagrane chałupniczą metodą dialogi. Nieśmieszne dialogi, warto dodać. Ale to nie było jakieś tam wideo. Było to przedsięwzięcie, na które wydano 6 milionów dolarów. To były prawdziwe dialogi, prawdziwi aktorzy i prawdziwy film. Najgorszy film, jaki kiedykolwiek powstał.

Johnny (w tej roli Tommy Wiseau, będący jednocześnie reżyserem, producentem i scenarzystą filmu) ma wszystko: wspaniałe życie, dobrą pracę, oddanych przyjaciół i piękną narzeczoną, Lisę (Juliette Danielle). Nie zauważa jednak, że uczucia jego ukochanej nie są już takie same, jak kiedyś. Lisa w poszukiwaniu wrażeń kieruje swoją uwagę na Marka – najlepszego przyjaciela Johnny’ego. Ten, choć początkowo niechętny, szybko ulega jej wdziękowi. I tu mniej więcej kończy się możliwa do wytłumaczenia część fabuły. Dalej jest już tylko chaos, dodatkowo przyprawiony całą masą zbytecznych wątków: poliamorycznym (?) chłopcem (?), handlem narkotykami, śmiertelną chorobą matki Lisy oraz jej przyjaciółką, która… właściwie nie robi niczego.

Fabuła to jednak dopiero początek szalonej jazdy, jaką serwuje widzom The Room. Wszystko, absolutnie wszystko, jest w tym filmie absurdalne. Gra aktorska jest poniżej poziomu Pamiętników z wakacji, dialogi brzmią, jakby do ich napisania zatrudniono autokorektę, a scenografia (zwłaszcza komputerowo generowany krajobraz widziany w scenach rozgrywających się na dachu) to wybryk natury. Całość jest dziwaczna, wręcz surrealistyczna, pełna podstawowych błędów i niezrozumiałych wyborów, każących się poważne zastanawiać, czy o reżyserze można z całą pewnością powiedzieć, że wywodził się z planety Ziemii.

Sam fakt powstania tego dzieła zadziwia – za to absolutnie nie dziwi fakt, że okrzyknięto go najgorszym filmem w historii kina. Bo nawet w kategorii złych filmów The Room jest fenomenem. W tym momencie ktoś mógłby stwierdzić, że to niemożliwe, że przecież jest cała masa złych filmów, kręconych przez dzieciaki, które dostały na urodziny kamerę. Problem w tym, że The Room to nie film amatorski. To film z budżetem 6 milionów dolarów. To film nakręcony profesjonalnym sprzętem, przez profesjonalną ekipę filmową. To film, który miał swoją premierę kinową i który przez pięć lat reklamowano na Sunset Boulevard.

Czy to zły film? O tak. Czy to źle? Bynajmniej. The Room to film tak cudownie zły, że aż dobry. Filmy pokroju 50 twarzy Greya są złe, ale są złe w sposób nudny i przewidywalny, sprawiający, że człowiek ma ochotę po prostu je wyłączyć i zająć się czymś ciekawszym. The Room natomiast sprawia, że widz siedzi z rozdziawionymi ustami, z każdą chwilą coraz mocniej niedowierzając temu, co widzi na ekranie. To dzieło, którego samo istnienie zadziwia.

Dziś The Room cieszy się statusem dzieła kultowego. Jego sława pocztą pantoflową przeniknęła ze Stanów do Europy, by wkrótce rozlać się po całym świecie. W wielu miastach organizuje się specjalne pokazy, na których fani zbierają się, by nie tyle oglądać, co wręcz przeżywać fenomen, jakim jest The Room. Wszystko odbywa się ze ściśle ustalonym rytuałem; poszczególne dialogi recytowane są z pamięci, w trakcie seansu osoby na widowni są zobligowane do rzucania ściśle ustalonych haseł, na które pozostali reagują w ściśle ustalony sposób, a ilekroć na ekranie pojawia się łyżka oprawiona w ramkę (???), widzowie rzucają przed siebie własne, plastikowe łyżki.

The Room to dowód na to, że pieniądze nie mogą zastąpić talentu, czy nawet podstawowego zrozumienia zasad rządzących filmem. Jednocześnie to dowód na to, że odpowiednia suma pieniędzy może załatwić wszystko – nawet kinową premierę najgorszego filmu świata. To dzieło, które trzeba zobaczyć przynajmniej raz w życiu. Ale nie można oglądać go samemu, zwłaszcza, jeśli robi się to po raz pierwszy. Zasiadając do seansu, przygotujcie sobie przynajmniej jednego znajomego. To wspólne, dzielone wśród najbliższych, zadziwienie połączone z zażenowaniem i niedowierzaniem stanowi prawdziwą magię The Room. Nie bez powodu Tommy Wiseau przeszedł do legendy.

Z radością wystawiam The Room ocenę 1/10. Gorzej już się nie da.

I to właśnie jest fantastyczne.

P.S. Mam szczerą nadzieję, że The Disaster Artist – film o powstawaniu The Room – otrzyma Oscara. Nagroda Akademii dla najlepszego filmu za film o najgorszym filmie będzie najwspanialszą ironią rzeczywistości.

Szczegóły:

Reżyser: Tommy Wiseau
Scenariusz: Tommy Wiseau
Gatunek: dramat
Produkcja: Stany Zjednoczone
Premiera: 27 czerwca 2003 (świat)
Główne role: Tommy Wiseau, Greg Sestero, Juliette Danielle |

PODSUMOWANIE
1/10

Nasza ocena

Plusy:
– „Oh hai Mark!”

Minusy:
– absurdalnie zła gra aktorka
– brak spójności
– irracjonalne zachowania bohaterów
– wątki rozpoczynane i porzucane
– niedopracowana scenografia
– koszmarna scenografia

User Review
0 (0 votes)
Subskrybuj
Powiadom o
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
2 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
6 lat temu

Dlaczego ja jeszcze nie widziałem tego filmu? Będę o nim pamiętał i zostawię go sobie na jakiś nudny wieczór 🙂

Edward
Reply to  Sebastian Kuryło
6 lat temu

Film, przez to, że jest przezabawny z nagromadzonych absurdów, zasługuje na wyższą ocenę niż 1/10.

wpDiscuz
Exit mobile version
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki