SIEĆ NERDHEIM:

Honorowa Wojna między piekłem a niebem. Recenzja gry Darksiders Warmastered Edition

Wojna siejący chaos i zniszczenie na swym rumaku
Wojna siejący chaos i zniszczenie na swym rumaku

Spadamy na ziemie jako meteoryt, następnie rozbijamy się o jedną z ulic. Jak już się otrząśniemy z upadku, bierzemy w ręce epicki miecz, używając go od razu do ciachania demonów. Ich jucha bryzga na wszystkie strony, a my z ponurą satysfakcją podchodzimy zrobić sieczkę z kolejnego przeciwnika. Zmieniamy się potem w potężną personifikację gniewu jeźdźca apokalipsy — czyli olbrzymią ognistą formę. Mało co jest w stanie jej się przeciwstawić. Po tym jakże obfitym we wrażenia prologu zostajemy skazani na powrót na Ziemię w celu odkrycia spisku, który doprowadził do przedwczesnej zagłady ludzkości.

Czas apokalipsy...
Czas apokalipsy…

Tak zaczyna się Darksiders, gra studia Vigil Games (obecnie THQ), które w 2010 roku próbowało podbić rynek slasherów swoją produkcją z dość satysfakcjonującym skutkiem. W 2016 roku został wypuszczony tak zwany remaster nazwany Warmastered Edition. Wprowadził on sporo graficznych ulepszeń bez jakiejkolwiek modyfikacji rozgrywki per se. Dziś ocenię właśnie tę unowocześnioną wizualnie wersję produkcji.

Kierujemy poczynaniami jednego z jeźdźców apokalipsy – konkretnie Wojny. To ubrany w epicką zbroję, uzbrojony w równie pokaźny miecz wojownik, który utracił, wraz z powrotem na Ziemię, sporą część swoich umiejętności oraz narzędzi zagłady. W trakcie rozgrywki będziemy, oprócz odkrywania kolejnych fragmentów fabuły, odzyskiwać dawną potęgę. Znajdziemy masę różnych broni, takich jak rękawica, kosa, pistolet czy dysk i tak dalej. Do każdego z tych elementów uzbrojenia możemy kupić różne mniej lub bardziej zaawansowane techniki ich użycia. Tych zakupów dokonuje się za pomocą waluty (dusz wypadających z pokonanych przeciwników albo znalezionych w skrzyniach rozrzuconych po całych lokacjach) poprzez „wizytę” u jednej z ciekawszych postaci uniwersum — Vulgrima, który dodatkowo ma kapitalny głos. Oprócz zastosowania w starciach prawie cały ekwipunek służy nam też do rozwiązywania zagadek środowiskowych. Rękawica przykładowo rozbija lodowe bloki, róg (oprócz ogłuszania wrogów) służy do budzenia kamiennych strażników, dysk jest się w stanie naładować różnego rodzaju energią i żywiołami, a następnie przekazać je dalej. Do każdej z zabawek możemy także podpiąć wzmocnienie, które na przykład da nam więcej energii lub dusz za zabójstwa. Jakby tego jeszcze było mało, możemy podnosić niektóre elementy otoczenia, jak chociażby samochód, a następnie cisnąć nimi we wrogów albo operować przez moment jako bronią. Do dyspozycji oddano nam także ataki specjalne, jak stworzenie ostrzy wystających na moment z podłogi albo wzmocnienie obrony poprzez kamienną skórę. Do wykorzystania tychże zdolności potrzebna jest energia, którą także znajdziemy w skrzyniach lub jako drop z wrogów.

Pierwsze spotkanie z Vulgrimem.
Pierwsze spotkanie z Vulgrimem

Wspomnianych wcześniej zagadek jest tu naprawdę masa. Okazuje się nawet, że jeden z końcowych etapów to jedna wielka łamigłówka. W głównej części gry dochodzi jednak do mieszania walki z tymi logicznymi problemami w zdrowych proporcjach, co twórcom zdecydowanie wyszło, sprawiając, że nigdy nie jest schematycznie, nudno. Do rozwiązywania „szarad” posłużą nam umiejętności niezwiązane z bojem, jak chociażby skrzydła unoszące nas wyżej na krótki okres albo chronosfera, zatrzymująca czas na parę chwil. W produkcji jest również sporo różnego rodzaju znajdziek, między innymi wzmocnienia zdrowia, czy wydłużenie działania gniewu, dzięki któremu zmieniamy się we wspomnianego w prologu demona ognia.

Mimo wszystko slashery opierają się przede wszystkim na walkach z bossami i szeregowymi adwersarzami. Trudno przy nich o jakąkolwiek powtarzalność, bo są bardzo zróżnicowani, tak samo zresztą jak ich ataki. To wszystko, na szczęście, eliminuje recykling, sprawiając, że za każdym razem musimy wykryć schematy uderzeń i dodatkowo wykombinować, jakie działania z naszej strony będą najbardziej skuteczne przeciwko danej istocie. Uważam, że jest to bardzo dobrze zrealizowany (jeden z kluczowych) aspektów gry. Poza tym, sami bossowie są ciekawie zaprojektowani wizualnie (poza może jednym lub dwoma wyjątkami) i aż chce się z nimi walczyć. Stety albo niestety, Darksiders nie jest specjalnie trudnym tytułem i bardziej wymagającym graczom może nie wystarczać nawet najwyższy poziom trudności. Ja się musiałem namocować w kilku momentach na średnim.

Sterowanie jest wygodne i przemyślane. Tylko niektóre rzadziej używane ruchy mogą stanowić wyzwanie dla ułożenia palców. Ja, tradycyjnie, całość przeszedłem używając myszki wraz z klawiaturą i nie mogę powiedzieć, abym specjalnie narzekał. Kombinacje ataków wychodziły często i gęsto tak, jak tego chciałem.

Siedziba Ulthaine'a
Siedziba Ulthaine’a

Produkcja Vigil Games bardzo wiele czerpie z formy komiksowej. Objawia się to w stylu oprawy graficznej. Postacie potrafią być ogromne, przerysowane. Otoczenie jawi się w jaskrawych barwach, często zachwyca szczegółami. To wszystko jest piękne, wyraźne, wręcz momentami aż słów brakuje. Było w trakcie gry kilka momentów, gdy zatrzymałem się i podziwiałem to, co widziałem. Do takich lokacji należy Niebo albo miejsce, w którym spotykamy pewnego kowala oraz twierdza ostatniego Strażnika. Odwiedzane obszary często się zmieniają, więc nie będziemy się specjalnie nudzić, ani nie zaczniemy narzekać na projekt lokacji znużeni oczekiwaniem na przejście do nowej strefy.

Dźwiękowo jest znakomicie. Odgłosy walki, broni – wszystko to stoi na satysfakcjonującym poziomie. Muzykę oceniłbym jako solidną,  odpowiednio dobraną do aktualnego tempa rozgrywki. Nie mogę powiedzieć, abym się nią zachwycał, puszczając utwory w wolnych chwilach, ale jest kilka naprawdę dobrze wyprodukowanych kawałków, które zasługują na uwagę. Najważniejsze, że soundtrack spełnia swoje zadanie w pełni. Usłyszymy przede wszystkim bębny, skrzypce, ogólnie muzykę orkiestralną. Pojawią się również partie wokalne (prawie wyłącznie chóry). Voice acting w tej grze to z kolei czysta perełka. Poczynając od rewelacyjnego Wojny (Liam O’Brien — aktor znany z roli Illidana Stormrage w Warcraft III czy World of Warcraft), poprzez równie dobrą Uriel (Moon Bloodgood), kończąc na fascynującej roli Marka Hammila jako Obserwatora. Pod tym względem nie potrafię nic wytknąć produkcji. Obsada głosowa to zdecydowanie mocny punkt Darksiders.

Fabularnie jest bardzo dobrze, aczkolwiek trudno tutaj piać peony z zachwytu. Serwuje się nam historię, gdzie wróg, który doprowadził do upadku ludzi oraz degradacji Wojny, jest znany od samego początku. Chcąc dostać się do jego twierdzy, musimy pomóc jednemu z najważniejszych demonów piekła. Zleca nam on zadanie zdobycia serc strażników. Potem oczywiście wszystko się komplikuje, nic ostatecznie nie jest takie proste, jakie się początkowo wydawało, ale wątek nie odbiega od utartych standardów. Choć ogólnie jest parę momentów zaskoczenia, co zaliczam grze na plus, to nie fabułą przede wszystkim Darksiders ma przyciągać odbiorców. Jak na grę tego typu, mimo wszystko, nie ma powodu złorzeczyć na scenariusz i tego się trzymajmy. Postacie są wyraziste, do tego mają określony charakter. Wyjątkiem od tej reguły jest Wojna, któremu brakuje charyzmy. Ma swoje momenty, jest ich jednak za mało, aby rzeczywiście przejmować się jego losami. Bohaterowie poboczni również nie są niestety specjalnie skomplikowani, co sprawia, że od razu wiemy, czego możemy się po nich spodziewać. Jest jednak jedna uczestniczka tych wydarzeń, której nie mogę pominąć w tym tekście, czyli Uriel. Muszę przyznać, że się w niej zakochałem, czekając z utęsknieniem na kolejne sceny z jej udziałem, a tych na szczęście jest całkiem sporo. Nie do końca wiem skąd u mnie ten zachwyt, ale grając, nie mogłem się jej oprzeć.

Moja miłość w pełnej krasie
Moja miłość w pełnej krasie

Co mogę wytknąć Darksiders? Historia mogłaby być ambitniejsza, ale to już zahacza o czepialstwo. Do tego niekiedy ma się wrażenie sztucznego wydłużania gry, poprzez na przykład konieczność latania po całej mapie w samej końcówce albo przez wyzwania od kamiennych strażników w celu ich ostatecznego uwolnienia. Trochę nieintuicyjnie zmienia się też bronie i podpina pod nie konkretne wzmocnienia. Ja bawiłem się świetnie, rozwalając kolejnych przeciwników mieczem, tudzież innym narzędziem destrukcji. A o to przede wszystkim chodzi. Polecam fanom gatunku, chociaż nie tylko. Mamy tu wszystko, czego dobry slasher potrzebuje. Są satysfakcjonujące walki, oryginalne designy bossów, dobra fabuła stanowiąca pretekst do ciągłego sieczenia. Znajdziemy także dużo różnych broni, technik ich wykorzystania czy też atrakcyjną oprawię audiowizualną. Może nie jest to arcydzieło gatunku, brakuje iskry nowatorstwa. Mamy jednak do czynienia z grą, która spełnia wszystkie oczekiwania stawiane wobec solidnego rzemiosła i zapewnia kilkadziesiąt godzin rozgrywki, sprawiając, że nie żałujemy wydanych pieniędzy.

SZCZEGÓŁY
Tytuł: Darksiders Warmastered Edition
Platformy: PC,XONE,PS4,WiiU,Switch
Producent: Vigil Games
Wydawca: THQ Nordic
Data premiery: 29.11.2016
Recenzowany egzemplarz: PC

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Niepoprawny optymista, do tego maniak fantastyki. Czyta i kupuje kompulsywnie wiele książek. Gra we wszelakie tytuły (przede wszystkim RPG, strategie, można tu też wymienić parę innych gatunków). Nie patrzy na datę wydania danego dzieła i pochłania wszystko, co ma na swej drodze. Przekroczył magiczną trzydziestkę. Po cichu liczy, że go ominie kryzys wieku średniego.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + zróżnicowani bossowie, dużo broni i technik walki<br /> + parę interesujących postaci pobocznych <br /> + kilka ciekawych zagadek logicznych <br /> + całokształt oprawy – audiowizualnej <br/> + wygodne sterowanie, nawet bez pada </p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – niekiedy czuć sztuczne wydłużanie rozgrywki (wyzwania golemów strażniczych)<br /> – fabuła mogłaby być bardziej ambitna<br /> – Wojnie brakuje odrobiny charyzmy, polotu <br/> - trochę za niski poziom trudności (grałem na średnim poziomie) </p> Honorowa Wojna między piekłem a niebem. Recenzja gry Darksiders Warmastered Edition
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki