SIEĆ NERDHEIM:

Nim Godzilla stała się królem potworów. Początki kaiju na dużym ekranie, część pierwsza

Korektayaiez
Klatka z filmu Godzilla
Klatka z filmu Godzilla

W 1954 roku japońskie studio Toho wypuściło do kin film Gojira, opowiadający o ataku wielkiego zmutowanego jaszczura na Tokio. Dwa lata później ten sam film trafił do USA z drobnymi modyfikacjami, dubbingiem i z dodanym podtytułem „King of the Monsters” – określenie to przylgnęło do tytułowego potwora na stałe, tym samym detronizując King Konga. Czy byli wcześniej inni pretendenci do tego miana?

Historie o wielkich potworach sięgają tysięcy lat wstecz. Wszak występowały często w najróżniejszych mitach i legendach świata starożytnego. Trzeba jednak uściślić, czym „kaiju” jest. To japońskie słowo, można przetłumaczyć jako „dziwaczny/niezwykły stwór” i oczywiście jest określeniem wywodzącym się z Chin. Pierwsze użycie zostało znalezione w Księdze Gór i Mórz powstałej między IV a II wiekiem p.n.e. W języku japońskim, pierwsza wzmianka pojawiła się w 1843 roku. Określeniem tym przywykło się nazywać produkcje, których fabuła opowiada o wielkich potworach. Problem pojawia się, gdy ktoś próbuje uściślić ramy tego, jakie produkcje są kaiju, a które nie. Jak duży musi być potwór? Czy musi być agresywny wobec ludzi? Czy roboty też zaliczamy do kaiju (tu przykładem Mekagojira)? Czy musi niszczyć siedliska ludzkie, czy akcja w ogóle musi dziać się na Ziemi? Z racji braku jednoznacznej definicji, postanowiłem uprzedzić, że dla mnie kaiju to produkcje o potworach, które swoją wielkością są w stanie zniszczyć piętrowy budynek lub pokaźną infrastrukturę, równocześnie nie muszą tego robić ze względu na swoją zwierzęcą naturę. W ten sposób odsiewamy na przykład film L’Inferno z 1911 roku, będący ekranizacją Boskiej Komedii Dantego, pomimo iż w filmie pojawiają się gigantyczne stwory.

Klatka z filmu The Lost World
Klatka z filmu The Lost World

Pierwszą produkcją filmową, która pasuje do mojej dość luźnej definicji kaiju, jest The Lost World z 1925 roku. Ten niemy, czarno-biały film jest ekranizacją książki Arthura Conana Doyle’a o tym samym tytule. Opowiada ona historię ekscentrycznego profesora Challengera, twierdzącego, iż w Ameryce Południowej odkrył płaskowyż zamieszkały przez dinozaury. Z braku dowodów jednak nikt w Londynie nie chce mu uwierzyć, w tym profesor Summerlee. Świadkiem publicznej kłótni dwóch panów jest dziennikarz Edward Malone, którego ukochana odrzuca względy, póki ten nie udowodni, że jest prawdziwym mężczyzną. Zgłasza się więc na ochotnika po deklaracji Challengera, iż wróci na płaskowyż i przywiezie z powrotem dowód swoich rewelacji. Do śmiałków dołącza wspomniany sceptyczny Summerlee, a także myśliwy Sir John Roxton, przyjaciel Malone. Szybko wychodzi na jaw drugi cel eskapady – odnalezienie Maple White’a, mężczyzny zaginionego podczas pierwszej wyprawy.

Potworami w tej produkcji są znane nam wszystkim dinozaury, a w ostatnim akcie udaje się przetransportować jednego do Londynu i jak nie trudno się domyślić, brontozaur uwalnia się i zaczyna terroryzować ulice miasta. Równocześnie film ten otworzył drogę dla innych kaiju na wielkim ekranie, zwłaszcza za sprawą genialnego Willisa H. O’Briena, jednego z najważniejszych animatorów poklatkowych w historii. W młodości zafascynowany dinozaurami zaczął tworzyć własne ruchome modele, a The Lost World było jego pierwszą dużą produkcją z pokaźnym budżetem 700 tysięcy dolarów. Sukces spowodował, że O’Brien dalej współpracował z tym samym studiem. Jego kolejny projekt, Creation z 1931 roku, jednak nie przypadł do gustu osobom decyzyjnym – nakręcone 20 minut materiału uznali za zbyt nudne. Mimo to praca nie poszła na marne, bo seans testowy dał inspirację reżyserowi i producentowi Merianowi C. Cooperowi i utorował drogę do prawdziwie przełomowego obrazu w historii kina – King Konga, którego główny szkielet fabuły bardzo przypomina ten z The Lost World. Wykorzystano też modele, a nawet nakręcone fragmenty z nieukończonego Creation, a za animację znów odpowiadał Willis H. O’Brien.

Klatka z filmu King Kong
Klatka z filmu King Kong

Fabuła King Konga zaczyna się, gdy reżyser Carl Denham szuka aktorki do swojego nowego filmu, który zamierza kręcić na odległej i nieodkrytej Wyspie Czaszki, nieobecnej na żadnej nowoczesnej mapie. Udaje mu się zaangażować Ann Darrow i razem wypływają w nieznane na wynajętym statku The Venture, U celu ich podróży okazuje się, że zamieszkana przez ludzi niewielki fragment wyspy jest odgrodzona wielkim murem, a tubylcy akurat teraz mieli oddać kobietę w ofierze bestii, zamieszkującą pozostałą część, jednak ceremonia zostaje przerwana przez ekipę Denhama i później w nocy, wskutek tego spotkania cywilizacji, zostaje porwana Ann. W ten sposób młoda aktorka zostaje oddana Kongowi, wielkiemu gorylopodobnegmu potworowi, który zakochuje się w kobiecie o egzotycznej urodzie. Denham, wraz z pierwszym oficerem statku Johnem „Jackiem” Driscollem i resztą załogi statku, wyrusza na akcję ratunkową, nie spodziewając się, że za murami King Kong nie jest jedynym niebezpieczeństwem monstrualnych rozmiarów.

King Kong wydaje się produkcją, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Finałowa scena na Empire State Building zapisała się na stałe w popkulturze i świadomości ludzi. Film ten prezentował jak na swoje czasy fenomenalne efekty specjalne i intrygującą fabułę. Nawet dziś scenografia robi wrażenie. Gdy King Kong wszedł na ekrany kin w 1933 roku, nigdy wcześniej nie zaprezentowano na dużym ekranie czegoś podobnego, dlatego wielu uważa, że to właśnie on powinien być uznawany za pierwsze filmowe kaiju, osiągające 7,6 metra wysokości. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że dźwięk w filmach wciąż można było uznać za nowość, gdyż pierwsze pojawiły się ledwo 7 lat wcześniej.

Sukces King Konga spowodował, że od razu rozpoczęto prace nad sequelem. Pomimo wielkich planów reżyserów Meriana C. Coopera i Ernesta B. Schoedsacka, by zrobić jeszcze lepszy film, studio RKO Pictures chciało kuć żelazo póki gorące i dało tylko 9 miesięcy na produkcję, przy ponad dwukrotnie mniejszym budżecie. Scenarzystka Ruth Rose od początku uważała, iż nie da rady przebić sukcesu King Konga, a ograniczenia, jakie na twórców nałożono, spowodowały, że cała ekipa przyznała jej rację. W rezultacie postanowiono stworzyć film bardziej zabawny niż część pierwsza, by humorem przykryć brak rozmachu. Ostatecznie Son of Kong trafił na ekrany w grudniu tego samego roku.

Klatka z filmu Son of Kong
Klatka z filmu Son of Kong

Film rozpoczyna się około miesiąca po zakończeniu pierwszej części. Carl Denham czuje się winny tego, co spotkało Konga. Na domiar złego ścigany jest też przez wiele osób żądających od niego odszkodowań za zniszczenia, jakie monstrum spowodowało w Nowym Yorku, przez co postanawia uciec z kraju wraz z kapitanem Englehornem, właścicielem statku z pierwszej części i rozpoczyna nową karierę w branży cargo na wodach Indii Wschodnich. W czasie jednej z podróży zatrzymują się w porcie w Dakang i wskutek splotu nieszczęśliwych wydarzeń spotykają Nilsa Helstroma, znajomego Denhama, który wręczył mu mapę prowadzącą na Wyspę Czaszki. Jak się okazuje, jest na niej ukryty skarb i po rzeczony postanawiają wypłynąć. W czasie podróży szybko znajdują też pasażera na gapę – Hildę Peterson. Przez Helstroma straciła ojca i cały dorobek, więc postanowiła dołączyć, nie mając już nic do stracenia. Na wyspie oczywiście wśród różnych niebezpiecznych bestii natrafiają na Kiko, stwora przypominającego Konga-albinosa. Na szczęście, jest on przyjaźnie nastawiony do ludzi.

Son of Kong jako bezpośrednia kontynuacja King Konga spełnia dobrze swoją funkcję, w czasie seansu od razu rzuca się w oczy, że twórcy pracowali w pośpiechu. Wiele elementów z pierwszego filmu zostało użytych po raz kolejny, wliczając w to przerobiony model samego King Konga, a sama animacja poklatkowa już nie jest tak dopracowana i płynna. Praca w tym tempie nie podobała się O’Brienowi, dlatego bardziej skupił się na samym nadzorowaniu przebiegu prac, co tym bardziej odbiło się na jakości ostatecznego rezultatu. Film pomimo przeciwności losu trafił do kin w zamierzonym terminie i zdołał sporo zarobić, chociaż nie powtórzył sukcesu poprzednika. Nie zapisał się też w pamięci ludzi i do dziś mało kto kojarzy, że taki sequel kiedykolwiek w ogóle powstał. Moim osobistym zdaniem szkoda, bo to nadal solidny i ciekawy film.

King Kong na długo pozostał królem i pobudzał wyobraźnię. W tym także Japończykom. Wszak był główną inspiracją do stworzenia Godzilli, która początkowo miała być jakimś wielkim morskim gorylem (oryginalna japońska nazwa, Gojira, to zbitka słowna „gorira” i „kujira” oznaczające kolejno goryla i wieloryba). Jednak mało kto wie, że jeszcze w 1933 pojawiła się drobna japońska produkcja parodiująca King Konga.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki